Raz na dłuższy czas przypomina mi się, że mogę dla odmiany prząść. Dzieje się tak wtedy, gdy jestem tak zmęczona, że drutami czy szydełkiem nie mam siły machać, ale siedzenie z bezczynnymi dłońmi nie wchodzi w grę. Pozostaje wtedy przędzenie. Chyba z pół roku temu zaczęłam przerabiać na nitkę śliczną czesankę w kolorach rudo-zielono-bordowych. Mieszanka ma przepiękny skład: Shetland, Corriedale, Manx Loaghtan, Baby LLama. Przędło się ją bardzo łatwo. Jak to bywa, gotowa nić i czesanka są do siebie niepodobne. 200g wełnianego puchu zamieniło się w jakieś 700-800 metrów podwójnej nici.
Ale super :) gratuluję tej umiejętności :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńGratuluje tej umiejetnosci,wspaniale umiec cos nowego,pozdrawiam
OdpowiedzUsuń