Po wielu niedobrych przeżyciach związanych ze zwierzętami w naszym gospodarstwie zostały nam dwie kozy, Marysie. Mała ma trzy i pół miesiąca, sprytna jest niesamowicie, ale bardzo płochliwa. Nie wyobrażam sobie obejścia bez kóz. Pies ma humory, kotka nie daje się dotknąć... a koza zawsze jest gotowa do głaskania:)
Oj tak kozy to pieściuchy i takie wspaniałe towarzyszki. Widzę, ze twoje kózki mają trochę genów z alpejek :) I są podobne do mojej Cynamony. Śliczne :)
OdpowiedzUsuńOwce, owce to podstawa :)
OdpowiedzUsuńFantastyczne! Drugie zdjęcie mnie rozbroiło :)
OdpowiedzUsuńNo nie ma to jak oglądać świat z pewnej wysokości :)) Śliczna kózka :) Pozdrawiam, Ela.
OdpowiedzUsuńJakie masz fajne zwierzątka!!! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńŚwietne te Twoje koziątka!! Pamiętam, że i u mojej babci kiedyś były. Teraz szykuję się właśnie na wyjazd do niej. Kózek już nie ma, ale sąsiedzi posiadają. Szkoda tylko, że żeby dziecku pokazać takie okazy, muszę przejechać ponad 350 km... ewentualnie do zoo :)
OdpowiedzUsuńPomyśleć...że do głaskania, czochrania jak to mówi moje dziecko. Dwa wspaniałe okazy.
OdpowiedzUsuńA Ona postawiła, na świnkę morską.
Mam tylko nadzieję,że nasze maleństwo, będzie tolerować, owe pieszczoty.:)
Tak mi przeszło przez myśl...czy one oprócz najlepszych okazów roślinnych , chwycą się również za chwasty...powiedzmy za ziółka?
Prezentują się okazale, widać, że zdrowe i harce im w głowie.:)
Gorąco pozdrwiam.:)
Uwielbiam kozy! A te zdjęcia przy drzewach przywodzą mi na myśl marokańskie kozy włażące na drzewa arganowe.
OdpowiedzUsuńJakie cudne! To moje marzenie :-) pies i kozy i kawałek własnych chwastów w jakichś miłych okolicznościach przyrody ;-)
OdpowiedzUsuńFantastyczne zdjęcia!