5 września 2010

Miały być Czerwone Wierchy

Tym razem górska wyprawa miała na celu przejście Czerwonych Wierchów, jednej z moich ulubionych tras.
Na dole, wyglądało wszytsko ładnie: ośnieżone szczyty, wysokie chmury, super widoki. Więc poszliśmy na Ciemniaka:

Było fajnie, aż skończyły się kosodrzewiny i zaczęła wysokość ok 1600m npm.

Szło się dość ciężko, miejscami kije wpadały aż po rękojeść, zimny wiatr pchał na szczęście w plecy, i dobrze, że ktoś tamtędy szedł wcześniej i zostawił ślady.... Można było się na nich wspierać.

Cały czas mieliśmy za soba takie widoki, to Tatry Zachodnie, widać lawinę na masywie Ornaku, po drodze przechodziliśmy przez trzy lawiny.

Po dojściu pod Ciemniak zapadła decyzja, że schodzimy w doliny, zaczęło padać i koło Giewontu zobaczyliśmy helikopter:
Wypadek ten ostudził zapał grupy młodych ludzi, którzy uważali, że dalsza droga pod górę to pestka.


W tym roku tam już raczej śnieg nie stopnieje. Ale gdzieś niżej to jeszcze może uda się tej jesieni pójść.

3 komentarze:

  1. Widoki mieliście piękne, choć bez słońca.Najważniejsze, że wróciliście szczęśliwie!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć Słonko,podziwiam odwagę z tą wyprawą i chyba nawet trochę zazdroszczę.Buziaki kochana Gosia

    OdpowiedzUsuń
  3. Uff miało być kochana to ty jesteś a ja jestem tylko Gosia :)

    OdpowiedzUsuń