27 grudnia 2018

Chust nigdy za wiele

Ostatnimi laty zima nas pogodowo nie rozpieszcza, wciąż jest szaro, ciemno i depresyjnie. Nawet nie ma warunków do fotografowania udziergów. Zanim jednak rok się skończy, mimo szarości i braku światła udało się uwiecznić coś:
Chustkę moim ulubionym wzorek Kiri wydziergałam z wełny estońskiej, która pozostała po projekcie koc. jest ogromna, jest wełniana, jest surowa, mocno śmierdzi i gryzie, ale spełnia swoją rolę ocieplacza.





Miałam już nie robić ukośników, ale nic sensownego nie wyjdzie z jednego motka nici, z 400metrów. Wyrosłam z małych apaszek, a ukośnik da się kilka razy owinąć wokół szyi. Wełna to mój ulubiony Zauberball. Po zakończeniu projektu, podczas przetrząsania moich zapasów, odkryłam jeszcze dwa motki tej włóczki..... a mogło wyjść coś fajnego..... Nie lubię pruć. 








2 komentarze:

  1. Obie chusty są śliczne ale zielona najbardziej mi się podoba :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Chusty świetne,w żadnym wypadku pruć tylko dorobić równie ślicznego do kompletu.Pozdtawiam.

    OdpowiedzUsuń